Antoni Dudek Antoni Dudek
2577
BLOG

Rewolucja w IPN

Antoni Dudek Antoni Dudek Polityka Obserwuj notkę 25

Zgłoszony przez posłów PiS projekt nowelizacji ustawy o IPN zakłada najgłębsze zmiany w dotychczasowej historii tej instytucji. Powstać mają dwa całkowicie nowe piony organizacyjne: Ochrony Miejsc Pamięci Narodowej oraz Poszukiwań i Identyfikacji. Ten pierwszy ma zastąpić likwidowaną Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, natomiast drugi rozwinąć działalność prowadzoną już w IPN przez Samodzielny Wydział Poszukiwań prof. Krzysztofa Szwagrzyka. Za sprawą tych zmian, którym towarzyszy rozszerzenie zakresu działalności naukowej i edukacyjnej Instytutu na całość dziejów Polski porozbiorowej, IPN stanie się olbrzymim urzędem odpowiedzialnym za większość aspektów polityki historycznej państwa polskiego.

Skuteczne przeprowadzenie olbrzymiej reorganizacji, a następnie kierowanie instytucją o tak zróżnicowanych zadaniach (nadal także śledczych i lustracyjnych), wymagać będzie od przyszłego prezesa IPN niebagatelnych talentów organizacyjnych oraz szerokiej wizji działania całej instytucji. Dlatego za zaskakujący należy uznać fakt, że przedstawiony projekt nowelizacji przewiduje likwidację publicznego konkursu na to stanowisko. Trudno zaś sobie wyobrazić lepsze forum dla prezentacji pomysłów na IPN-bis niż przesłuchanie kandydatów na to stanowisko przez Kolegium IPN, które ma zastąpić dotychczasową Radę. Rzeczywisty powód, dla którego politycy PiS zamierzają zlikwidować Radę, w której mam zaszczyt zasiadać, pozostawiam domyślności czytelników, ograniczając się  do stwierdzenia, że autorzy uzasadnienia projektu nowelizacji mogli się nieco bardziej w tej sprawie  wysilić. Oficjalny powód ogranicza się bowiem do zaledwie jednego zdania brzmiącego następująco: „Zadania Rady powodowały silne powiązanie Prezesa Instytutu i jego działań z Radą Instytutu”.

Pamiętam jednak doskonale, jak w 2010 r. koalicja PO-PSL dokonała nowelizacji ustawy o IPN i skróciła kadencję poprzedniego Kolegium by zastąpić go w rok później Radą. Dlatego nie zamierzam  rozdzierać szat nad likwidacją Rady, choć trudno też nie zauważyć, że włączenie do jej wyboru akademickiego środowiska historycznego było wyjątkiem od dominującej w Polsce zasady totalnego upartyjnienia wszystkich instytucji publicznych. Symbolem tego upartyjnienia stanie się teraz prezes IPN, nie tylko wybierany bez konkursu, ale i pozbawiony jakiegokolwiek wpływu na tak istotną część Instytutu jaką jest Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. Jak ważna jest to część pokazały dobitnie ostatnie wydarzenia związane z archiwami Kiszczaka i Jaruzelskiego. Proponowana nowelizacja nie zakłada bowiem wprowadzenia żadnych realnych zmian w funkcjonowaniu pionu śledczego, podlegającego wyłącznie prokuratorowi generalnemu.  Wygląda zatem na to, że w IPN – po wejściu wspomnianej nowelizacji w życie – nie zmieni się trwająca od lat patologiczna sytuacja, w ramach której prezes Instytutu ma tylko obowiązek wypłacać prokuratorom pensje, a o wszystkim innym decyduje prokurator generalny. Bez przyznania prezesowi Instytutu prawa wnioskowania o przenoszenie zbędnych prokuratorów Komisji do prokuratury powszechnej – posiadanego zresztą  w l. 2007-2010 – nie ma najmniejszych szans na sanację tej najsłabiej działającej części IPN. Nie będzie jej też jeśli prezes nie odzyska prawa do opiniowania kandydata na szefa pionu śledczego, którego został ostatnio pozbawiony w ramach nowelizacji ustawy o prokuratorze. Wprowadziła ona – likwidując ostatni realny związek między prezesem IPN i pionem śledczym – stan faktycznej separacji między Komisją Ścigania na resztą Instytutu.

Inicjatorom nowelizacji nie podoba się rzekomy nadmierny wpływ Rady na prezesa IPN, czego jedynym praktycznym przejawem było udzielanie mu – raz do roku, w tajnym głosowaniu – absolutorium. Pozbawienie tego uprawnienia przyszłego Kolegium byłoby w tym kontekście krokiem logicznym i istotnie wzmacniającym prezesa, gdyby nie propozycja zastąpienia go innym, znacznie dalej idącym. Kolegium ma bowiem otrzymać prawo  „wyrażania opinii o przedstawionych przez Prezesa Instytutu kandydatach na funkcje kierownicze w Instytucie, wymienione w statucie Instytutu”. W praktyce chodzi o ponad setkę stanowisk i trudno sobie wyobrazić jak na relacje między prezesem a Kolegium będzie wpływała sytuacja, gdy to ostatnie zacznie wyrażać negatywną opinię o różnych kadrowych pomysłach prezesa.

Projekt zakłada szybką likwidację tzw. zbioru zastrzeżonego IPN i – wiedząc co było i jest obecnie z niego wyciągane (ostatnio np. teczka Jerzego Zelnika) – można temu tylko przyklasnąć. Szkoda jednak, że nowelizacja nie zakłada uproszczenia trybu udostępniania już odtajnionych materiałów, czyli ponad 99,5 proc. całego zasobu archiwalnego IPN. A wystarczy w tym celu usunąć z ustawy tylko kilka artykułów, zmuszających archiwistów do biurokratycznej mitręgi, niespotykanej w innych archiwach. Nowemu prezesowi i jego ludziom pomogłoby także odejście od absurdalnego podporządkowania organizacji terenowych struktur IPN zasięgowi apelacji sądowych, w konsekwencji której np. Mińsk Mazowiecki podlega oddziałowi lubelskiemu, a nie warszawskiemu. Niestety także i tego rozwiązania zabrakło w przedstawionym projekcie. Wypada jednak mieć nadzieję, że te i kilka innych szczegółowych kwestii, uda się dodać do ustawy w trakcie prac w parlamencie. Oczywiście pod warunkiem, że będą one prowadzone w normalnym dla porządnej legislacji trybie. Wspominam o tym, bo projekt zakłada też skrócenie kończącej się już w czerwcu kadencji dr Łukasza Kamińskiego, co zdaje się wskazywać, że niektórym politykom PiS bardziej zależy na jak najszybszym „odzyskaniu” IPN, niż na jego naprawie.  Mam nadzieję, że tym razem będą w mniejszości, bo od tego co się obecnie wydarzy, zależeć też będą losy IPN po 2019 r. 

Artykuł ukazał się w "Rzeczpospolitej" z 15 marca 2016 r.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka